Na wieczną wachtę odszedł jkżw Grzegorz Toroński

11 sierpnia 2014 r. zmarł w Gliwicach jkżw Grzegorz Toroński. Ja osobiście i „Nitron” wiele Mu zawdzięczamy… 

Moje wspomnienie Grzegorza.

Wspominając Grzegorza nie mogę, tak jak to się zwykle robi, umieścić go w „ramkach” żeglarskiego życiorysu, statystyki rejsów, szkoleń, zasług i wyróżnień. W takich ramkach znika prawdziwy człowiek, bo nudnych statystyk się nie czyta. Chyba więc lepiej podrzucić kilka własnych refleksji o człowieku, który odszedł, niż pisać laurkę w rodzaju opowieści „o człowieku, który się falom nie kłaniał”. Bo Grzegorz kłaniał się każdej okazji spotkania z falą, wciąż zabiegał o te okazje i chętnie sam je stwarzał. Kłaniał się falom Atlantyku z pokładu klubowego „Asteriasa” – swojego kapitańskiego priorytetu, głównie jednak ujeżdżał bliższe morza. Oprócz „Asteriasa” czy „Nitrona”, dowodzone przez niego jachty nawet trudno wyliczyć. Były więc jachty śląskie – zawsze miał pod ręką te wszystkie miejscowe Barbórki, Karolinki czy Carbonie (oczywiście, dopóki istniały), miewał także jachty z klubów wybrzeża. Na koniec, najwierniej kapitanował ukochanemu, pieszczonemu, prawie udomowionemu „Wołodyjowskiemu”. Bo Grzegorz był kapitanem doświadczonym, kompetentnym i odpowiedzialnym, a więc cenionym i poszukiwanym przez armatorów. Był wszechstronnym żeglarzem i nie ograniczał się do morza. Chętnie szkolił żeglarską młodzież na Mazurach i na Dzierżnie, ostatnio choćby motorowodniaków. W śląskiej bazie żeglarskiej na Tajtach sam byłem czynnym świadkiem szkolenia, które tam prowadził z wielką pasją i powodzeniem. Tak, Grzegorz nie był zwyczajnym żeglarzem, kapitanem, instruktorem – On był tego wszystkiego pasjonatem. Przez kilkadziesiąt lat byłem z Grzegorzem w tym samym klubie – w Śląskim Yacht Klubie w Gliwicach. Grzegorz był fajnym, kontaktowym kumplem. I tylko dziwiłem się kiedyś, że mimo świetnych kompetencji nie daje się wciągnąć do organizacyjnej pracy w Klubie. Zawsze był gotowy do pływania, natomiast nie czuł potrzeby ubiegania się o „zaszczytne funkcje”. Może z jednym wyjątkiem – w ostatnich latach, mianowicie, pozwolił się wybrać na szefa śląskiego Koła Kapitanów. Po latach zrozumiałem, że w tamtym czasie i w tamtym klubowym (studenckim) środowisku, po prostu, wyznawaliśmy różne modele klubowego żeglarstwa. Grzegorz wybierał ten, w którym się czuł najlepiej – pływanie. Często bywało, że przypadkowo spotkany właśnie wrócił z jakiegoś rejsu, albo mówił, że właśnie na rejs się wybiera. Zazdrościłem mu tego, bo siebie w takim modelu nie widziałem. Bo gdzieś, w podświadomości, wciąż tkwiły we mnie przyziemne wątpliwości – co z pracą, rodziną?. A On, po prostu, „urodził się żeby żeglować”. Pasjonacki model żeglarstwa Grzegorza to było jego osobiste „amatorskie zawodowstwo”, którym chyba w pełni zrealizował swoje potrzeby i na pewno pozostawił po sobie dużo dobrego dla polskiego żeglarstwa.

Andrzej Kania

ps. „Wspomnienie…” napisałem na prośbę Andrzeja Gryta – właściciela s/y „Nitron”.

AK

Gliwice, 24 sierpnia 2014 r.

Sylwetka Autora „Wspomnienia”:

Andrzej, pracownik naukowy, wykładowca na Politechnice Śląskiej w Gliwicach, jkżw – u Którego nabrałem ostatecznych szlifów żeglarskich, działacz i szkoleniowiec w śląskim środowisku żeglarskim, także członek CKE PZŻ w okresie kiedy obowiązywały dawne standardy i wymagania szkoleniowe, z olbrzymim doświadczeniem w organizacji dalekomorskich wypraw żeglarskich, autor i główny konstruktor wyprawy „Nitrona” dookoła świata.

AG