Maszoperia przechodzi do historii…

Wyrokiem Sądu z dnia 27.11.2015 r. odrzucone zostały absurdalne i nieuzasadnione żądania byłego współwłaściciela „Nitrona”, którego – ostatecznie – zostałem jedynym właścicielem. Co prawda, od orzeczenia Sądu przysługuje odwołanie, jednak – w praktyce – można już mówić o końcu skandalicznej intrygi i maniakalnym dążeniu do zrujnowania właściciela jednostki, poprzez kradzieże i próby wyłudzenia kwoty znacznie przekraczającej wartość jachtu (sic!).

Ciężar kontrargumentów okazał się na tyle przekonujący, iż gdyby chcieć sprzyjać występującemu z roszczeniami  – i tak nie można by podjąć innej decyzji niż ta, którą podjęto po niemal trzyletnim sporze toczącym się przed Sądem. Występującemu z roszczeniami  nie wystarczyło niewspółmierne wzbogacenie się podczas procedowania zniesienia współwłasności, kosztem pozostałych współwłaścicieli a także – udowodnione – przywłaszczenie sobie pieniędzy pochodzących z odszkodowań i zarobionych przez jacht, z przeznaczeniem na jego restaurację; chciał wyłudzić jeszcze pieniądze za nienależny Mu i wyimaginowany „zarząd” współwłasnością…

Rozzuchwalony sukcesem w sprawie o zniesienie współwłasności, nabrał fałszywego przekonania, iż poprzez wystąpienie z dalszymi absurdalnymi, absolutnie nieuzasadnionymi roszczeniami, zdoła nasycić swą niewyobrażalną (dla nas do tej pory) chciwość.  Cóż – nosił wilk razy kilka…

„Ne bis de eadem re sit action”(Nie należy wszczynać dwukrotnie postępowania w tej samej sprawie) –  gdyby Adwersarz znał tę zasadę lub pamiętał o niej, zaoszczędziłby sobie masę kosztów i kłopotów. Niby (wedle Jego Pełnomocnika) sprawa dotyczyła rzeczy nowej, jaką miały być owe roszczenia ale okazuje się, że merytorycznie są całkowicie bezzasadne, pomijając wszystkie inne okoliczności formalne, na których „rozpędzeni” prawnicy połamali zęby…

Używając innej metafory: chciwiec chciał wejść drugi raz do tej samej rzeki; oto – jak pazerność potrafi przyćmić zdrowy rozsądek.

Niewątpliwie udało Mu się zniechęcić do udziału we współwłasności moich pozostałych Kolegów , co przesądziło o końcu istnienia maszoperii…

Liczę jednak na to, że przebyte  tysiące mil i godziny przepracowane na łódce nie pozwolą Im zapomnieć, jak to jest poczuć pod stopami pokład „Nitrona”,  w którym na zawsze pozostanie Ich wkład, a nawet część Ich samych.

Maszoperia odeszła w przeszłość, wzbogacając mnie o kolosalne doświadczenie. Nie żałuję niczego, może tylko straconego czasu, którego coraz mniej przede mną…

*