Plany na sezon 2018 – nowe założenia, nowe zasady

Łódka zaledwie od 3 tygodni na lądzie a już trzeba myśleć o zbliżającym się sezonie nawigacyjnym i planować rejsy. Stali uczestnicy rejsów na Nitronie podpowiadają mi abym jak najszybciej zamieścił plan rejsów i uwypuklił zalety pływań nitronowych… Wedle Ich oceny głównymi atutami są: niewygórowana cena (wynikająca z niekomercyjnej eksploatacji klubowego niegdyś jachtu), dzielność jednostki, dobra aprowizacja i wydatna pomoc kukom (czasami wręcz zupełne ich zastąpienie) w trudnych warunkach pogodowych – w przypadku zamustrowania Wandy(znają Ją nitronowe załogi) a mustruje zawsze gdy jest miejsce…

W sezonie 2018 standardowe rejsy na Nitronie przybiorą moduł tygodniowy tzn, że najkrótsze  proponowane rejsy będę w wymiarze tygodniowym i tak liczone w kosztach. Dłuższe będą liczone jako wielokrotność rejsu tygodniowego (2,3,4 tyg. – ale też np. 10 dni). Kalkulację ceny dobo/koi obliczam, dzieląc koszty utrzymania przez sto dni  rejsowych w sezonie (jeszcze nigdy się nie zdarzyło…) W najlepszym przypadku w dotychczasowej działalności udało mi się uzyskać z opłat rejsowych zwrot połowy kosztów a więc o jakiejkolwiek komercji mowy być nie może. Istnieje spory potencjał w postaci niewykorzystanego czasu, w którym łódka stoi na cumach zamiast pływać – w tym kilkadziesiąt(!) dni w szczycie sezonu… Wynika to ze słabego zainteresowania określonych kręgów żeglarskich, jak i z kiepskiego „marketingu” z mojej strony – czego jestem świadom ale… nie nawykłem do roli „naganiacza”… Mimo sporych kłopotów z naborem załóg, absolutnie rezygnuję z jakiegokolwiek czarteru komukolwiek. Mimo sporadycznych czarterów w sezonach minionych, poprawiających bilans utrzymania łódki, dotykały mnie straty skutkujące  mankamentami, czasami ciągnącymi się przez kilka kolejnych sezonów i których „od ręki” usunąć nie byłem w stanie. Nieumiejętność obsługi, dowodzenia, manewrowania, mierna znajomość specyfiki łódki, skutkowały awariami w rodzaju zniszczenia przekładni, darcia żagli, odzierania burt z farby, wgnieceń kadłuba, nawet nadmiernego zużycia kuchenki itp. „Zdolni” żeglarze łamią zawiasy skajlajtów, psują toalety, wbijają gwoździe w meble, nawet podsufitkę potrafią podziurawić… Niektórzy kapitanowie w przekonaniu o swoim mistrzostwie w manewrowaniu nie zauważają otarć kadłuba, drą wiatrochrony, wyginają i łamią sztyce, topią elementy wyposażenia (np. nawiewnik), łamią bosaki bo nie potrafią ich używać, deformują kotwicę siląc się na odsunięcie rufy na szpringu od wysokiego nabrzeża itd., itp. Mógłbym mnożyć przykłady dewastacji jachtu w wyniku braków w podstawowym wyszkoleniu żeglarskim ale nie o to mi chodzi aby kogokolwiek krytykować, bądź piętnować, tym bardziej iż… sam nie jestem ideałem. Idzie mi głównie o to, że nie mam już ochoty na coroczne usuwanie usterek niezawinionych przeze mnie. Nie stać mnie na to aby „kapitanowie” pływający tydzień lub dwa w sezonie (jak dobrze pójdzie) uczyli się na mojej łódce dewastując ją stopniowo ale konsekwentnie… Niech czarterują sobie łódki, które ową dewastację mają wkalkulowaną w cenę. Załogi, które chcą pływać i szkolić się na dzielnym i bezpiecznym jachcie (chociaż z jedną tylko toaletą) za umiarkowaną cenę – niech robią to ze mną… Jeśli ktoś potrzebuje kapitańskiego stażu, może mnie zabrać w charakterze opiekuna jachtu (za michę); jeśli towarzystwo armatora mu nie odpowiada – niech korzysta z „czarterowni”, których nie brakuje.

Kolejną nową zasadą będą przerwy między rejsami: będą one jedno lub dwudniowe. Nigdzie nie jest napisane, że urlop musi zaczynać się i kończyć akurat w sobotę. Mając na uwadze szacunek dla załóg i w trosce o stan techniczny jachtu (a więc także bezpieczeństwo i komfort załóg), będę stosował owe przerwy w celu umożliwienia usunięcia ewentualnych awarii, także porządnego posprzątania i przygotowania łódki (nikt tego nie zrobi lepiej ode mnie). Unikniemy w ten sposób b. niekomfortowej sytuacji, w której załoga mustrująca „wisi” nad załogą wyokrętowującą się, a która to sytuacja permanentnie powtarza się w praktyce znanych mi firm czarterowych.

Wracając do kosztów utrzymania łódki i cen rejsów z tego wynikających, nietrudno zauważyć że termin rejsu nie ma żadnego wpływu na koszta, natomiast popyt w miesiącach kanikuły wymusza na armatorze marketing, charakteryzujący się wyższą ceną w szczycie sezonu. Rzeczą szczególnie mnie zadziwiającą jest fakt, iż Nitron – głównie w lipcu – stoi na cumach, zamiast odwiedzać liczne porty w basenie Bałtyku i M. Północnego… Może ta sytuacja zmieni się od najbliższego sezonu, ku pożytkowi jachtu i załóg(?)

Zainteresowanych zapraszam na stronę z terminami rejsów (ustalamy je wspólnie poprzez wcześniejsze zgłoszenia), gdzie można także zapoznać się z kalkulacją kosztów.