Zdzich odszedl na wieczna wachte…

Dzisiaj, rankiem (11.02.2010) dotarła do mnie wiadomość o śmierci Zdzisława Krajnika. Umarł dzisiejszej nocy i… wydawałoby się, że – po ludzku rzecz biorąc – wcale tak nie musiało być… jeszcze nie teraz… Widać jednak, zrobił już – co miał do zrobienia, wypełnił swoje zadanie i Stwórca powołał Go Siebie.

Zdzich przyszedł do pracy w „Nitronie”, w Krupskim Młynie na początku lat siedemdziesiątych ub. wieku prosto z Bydgoszczy – gdzie był Jego rodzinny Dom i gdzie studiował na ówczesnej WSI. Tutaj – w Krupskim Młynie – szybko wrósł w środowisko, znajdując przyjaciół i zakładając Rodzinę. Kiedy wiosną 1973 roku zaproponował utworzenie klubu żeglarskiego, bez trudu znalazł sprzymierzeńców zarówno wśród chętnych do uprawiania tej dyscypliny sportu (może raczej – sposobu na życie), jak i lokalnych władz na szczeblu Zakładu i Gminy. Podobnie było także z założeniem klubu narciarskiego „Smrek”. Dzieląc się i zarażając  swoimi pasjami, Zdzich umożliwił i ułatwił setkom młodych i nie tylko młodych ludzi z prowincjonalnych miejscowości uprawianie żeglarstwa i narciarstwa. Jego pasją i miłością były góry i morze, największą jednak miłością– była Rodzina. Dla Niej był gotów poświęcić wszystko i z wszystkiego zrezygnować – sam byłem świadkiem tego, jak po powrocie z pierwszego etapu wyprawy dookoła świata – w której organizacji grał pierwsze skrzypce – stopniowo żagle odsuwał na dalszy plan aby coraz więcej czasu i sił poświęcać rozwijającej się wspaniale Rodzinie. Tutaj – na Śląsku stworzył podwaliny pod pomyślny rozwój Rodziny i tutaj dał Jej początek, ale kiedy nadarzyła się okazja, skwapliwie i z wielką radością i nadzieją wrócił w rodzinne strony – do Iławy, skąd już niedaleko do rodzinnego Miłomłyna, gdzie przyszedł na świat… Mieszkając i pracując wciąż jeszcze w nitronowskim Ośrodku Wypoczynkowym, wspomagał działalność naszą działalność żeglarską, nadal będąc jednym z filarów Yacht Clubu „Hals”. Na pokładzie swojego wymarzonego „Dream’a” przemierzał Jeziorak we wszystkich możliwych kierunkach, kiedy tylko mógł znaleźć na to czas, stąd też nietrudno Mu było popędzić w Beskidy na GOPR-owskie dyżury zimową porą, zbierając ze sobą Rodzinę… Ich – Ewy i Zdzicha – gościnnego domu przy Wiejskiej, drzwi stały zawsze otworem dla przyjaciół z „Krupy” i nie tylko…

Byłem niemal pewien, że w nadchodzącym sezonie noga Zdzicha znów – po latach – stanie na pokładzie „Nitronu” chociaż na krótki rejs… Okazało się, że Zdzich znowu nas wyprzedził i czeka, pełniąc wieczną wachtę. My też tam dołączymy – każdy w swoim czasie…

PS

Ewie, Jego Synom i Całej Rodzinie składamy wyrazy współczucia oraz łączymy się w bólu po stracie Zdzicha.

Andrzej, Heniek, Gotfryd, Marek wraz z Całą Bracią Żeglarską, Która już wie